Refleksje po premierze filmu „The True Cost”
Felieton Dominika Drzazgi
W dniu 25 sierpnia 2015 r., o godz. 20:00, w OFF Piotrkowska Center w Łodzi, odbył się premierowy w Polsce pokaz filmu „The True Cost” („Prawdziwy koszt”). Organizatorem projekcji była Fashion Revolution Poland, przy współudziale: Magazyn Wysoki, OFF Piotrkowska Center, DOM i Kino Perła.
Film opowiada o społeczno-ekonomicznych oraz środowiskowych konsekwencjach masowej produkcji odzieży przez największe marki świata. Cechą współczesnego przemysłu odzieżowego stało się generowanie zysku poprzez zwiększanie wolumenu produkcji i sprzedaży przy radykalnych cięciach jednostkowych kosztów produkcji, co pozwala na obniżenie lub utrzymywanie na niskim poziomie cen odzieży w sklepach. Produkcja odzieży wg modelu „fast fashion”(opisanego w filmie) odbywa się w krajach rozwijających takich jak np. Bangladesz, Kambodża, i in., gdzie dostępna jest tania siła robocza. Wysoki poziom zbytu odzieży zapewniają niskiej ceny i agresywny, nastawiony na promowanie postaw konsumpcyjnych marketing. Skutkiem takiego modelu biznesowego są niskie wynagrodzenia pracowników zatrudnianych w szwalniach produkujących odzież na potrzeby globalnych marek, a ponadto bardzo ciężkie, nie spełniające wymogów bezpieczeństwa i higieny warunki pracy (czego skutkiem są ludzkie tragedie takie jak zawalenie się szwalni Rana Plaza, gdzie zginęło pod gruzami ponad 1 tys. osób).
Oglądając film można odnieść wrażenie, że ilustruje on jednak coś więcej niż tylko problem nieetycznych praktyk w przemyśle odzieżowym, lecz pokazuje – na przykładzie produkcji odzieży – negatywne konsekwencje globalizacji gospodarki. Poszukiwanie sposobów na obniżkę kosztów produkcji, by dzięki niskim cenom zwiększyć wielkość sprzedaży – odbywa się kosztem płac i standardu życia pracowników fizycznych w krajach rozwijających. Film nie odpowiada do końca na pytanie czemu płace w Bangladeszu, czy Kambodży są niższe niż byłyby, gdyby tą samą odzież uszyto np. w Europie lub USA. Bezpośrednio wynika to z tego, że w tzw. krajach rozwijających się brak jest regulacji odnoszących się do płacy minimalnej, czy przepisów z zakresu czasu pracy oraz warunków BHP – co w efekcie pozwala na dodatkowe oszczędności na kosztach produkcji. Rodzi się pytanie czemu jednak takich regulacji brak, lub są niewystarczające? Czemu rządy krajów trzeciego świata nie wprowadzają ich w interesie swych obywateli? Dzieje się tak, ze względu na ogromną podaż pracy (siły roboczej) oraz globalną konkurencję właśnie. Jest wiele krajów z tanim zasobem siły roboczej, wobec czego regulacje w jednym państwie (podnoszące koszty wytwarzania), powodują jej przenoszenie do innego państwa przez firmy poszukujące najtańszych miejsc produkcji. Co więcej (tego akurat wątku w filmie nie wyakcentowano) rządy państw krajów rozwijających stają się niejako „zakładnikami” wzrostu demograficznego swoich społeczeństw. Liczniejsza populacja to z jednej strony, zgodnie z prawami rządzącymi wolnym rynkiem – większa podaż siły roboczej – co z punktu widzenia producentów odzieży pozwala na obniżkę płac, z drugiej natomiast strony rosnąca populacja to równocześnie wzrost popytu na niezbędną (dla rozrastającego się liczebnie społeczeństwa krajów rozwijających się) infrastrukturę: wodociągi, kanalizację, drogi, szkoły, ośrodki zdrowia itd. Budowa tej infrastruktury wymaga od państw rozwijających się dramatycznego wzrostu wydatków publicznych, dla pokrycia których potrzeba coraz to nowych, zagranicznych inwestycji. A ponieważ inwestorzy mogą wybierać wśród wielu krajów z tanią siłą roboczą, rządy państw rozwijających konkurując ze sobą o nowe inwestycje, rezygnują z regulacji w zakresie warunków pracy i płacy swoich obywateli, co dodatkowo przyciąga wielkich inwestorów. Koło się zamyka…
Rodzi się pytanie, co można z tym zrobić? Niewątpliwie problem rozwiązałoby wprowadzenie międzynarodowych regulacji w zakresie warunków pracy i płacy, ale uzyskanie w tym zakresie porozumienia na poziomie globalnym (tylko takie miałoby sens) wydaje się dziś czystą mrzonką, może bardzo odległą przyszłością. Innym kierunkiem działań jest podnoszenie poziomu społecznej odpowiedzialności przez same firm odzieżowe zwłaszcza te działające globalnie, wdrażanie standardów etycznego postępowania – co mówiąc wprost powinno się sprowadzać do niewykorzystywania taniej siły roboczej i prowadzenia zrównoważonej, a nie rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi pochodzącymi z krajów „trzeciego świata”. Jednakże w tym zakresie nawet sami twórcy filmu są sceptyczni, bardzo krytycznie oceniając praktyki globalnych firm odzieżowych – w ich ocenie CSR-owe praktyki często sprowadzają się jedynie do „papierowych deklaracji” mających głównie wydźwięk marketingowy, nie wprowadzając jednak realnych zmian, poprawy warunków pracy i płacy robotników z krajów rozwijających się. Pozostaje wreszcie trzecia strona – społeczeństwo – można powiedzieć – widzowie do których skierowano ten film. I niestety tu także brak powodów do optymizmu. Bo choć „odpowiedzialność społeczna społeczeństwa” (jeżeli można to tak nieco tautologicznie określić) zaczyna wzrastać, zwłaszcza wśród społeczeństw dobrze wykształconych i zamożnych (głównie w krajach rozwiniętych, „bogatej północy”) to jednak nadal świadomość ta obejmuje albo niewielki odsetek ogółu ludności, lub też jest ona stosunkowo płytka, powierzchowna, deklaratywna. Obserwując nawyki konsumpcyjne najzamożniejszych społeczeństw Europy, czy Ameryki Północnej nadal widać zakupowe szaleństwa przedświąteczne, festiwal konsumpcji nakręcany z okazji dowolnego już święta czy wydarzenia, przez marketingowe techniki sprzedaży nakierowane wyłącznie na pobudzanie jej wzrostu (a nie np. na poprawę informowania o produkcie dla „lepszego zaspokojenia potrzeb klienta”, którego to sloganu firmy lubią często używać). Przykład: zakupowy „czarny piątek” powoli trafia już również do Polski… Faktem jest jednak i trzeba mieć to na uwadze, że wszystko co w Europie i Ameryce uczyniono w ostatnich kilkudziesięciu latach na rzecz wprowadzenia publicznych regulacji z zakresu ochrony środowiska w przemyśle oraz zabezpieczenia praw pracowniczych – uczyniono tak naprawdę w efekcie powoli budzącej się i narastającej presji społecznej oraz oczekiwań adresowanych przez społeczeństwo, a więc wyborców – względem władzy. Regulacje te jednak dotyczyły nas samych, naszego otoczenia społecznego i ekonomicznego – ich pozytywne skutki stały się dla nas samych odczuwalne względnie szybko. Tymczasem twórcy filmu próbują dziś uświadomić nam, mieszkańcom „bogatej północy”, „cywilizacji Zachodu”, że nasz dobrobyt jest kreowany na koszt społeczeństw krajów rozwijających się, których warunków życia – i w tym tkwi problem – na co dzień nie widzimy. Pomijając nawet aspekty etyczne tego procesu – obarczania społeczeństw z krajów „trzeciego świata” częścią kosztów produkcji wytwarzanej na rynki „Zachodu” (co mocno wyakcentowano w filmie) – ekonomiczny neoliberał powie być może, że dzięki przenoszeniu produkcji do krajów rozwijających się – umożliwiamy im ich rozwój; prawda jest jednak taka, że z ekonomicznego punktu widzenia cześć kosztów towarzyszących produkcji, w postaci tzw. efektów zewnętrznych i idących za tym kosztów zewnętrznych – jest właśnie przerzucanych na kraje trzeciego świata, czyli są to koszty produkcji realnie poniesione przez faktycznych, fizycznych wytwórców (w filmie są to pracownicy fabryk odzieżowych), a nie zapłacone przez nabywców – konsumentów szturmujących wyprzedaże w „czarny piątek” (opisując to bardzo obrazowo). Uświadomienie sobie tego zjawiska jest znacznie trudniejsze, gdyż konsument (np. z Europy) nie widzi i nie odczuwa tego kosztu, który zostaje za granicą, tysiące kilometrów od niego (a może nim być np. zdegradowane w efekcie produkcji środowisko naturalne wymagające naprawy – koszt; robotnik fizyczny który uległ wypadkowi lub chorobie zawodowej w efekcie niskich standardów BHP i jego utrata zdrowia jest kosztem w innym systemie gospodarczym itp. itd.). Wzbudzenie takiej refleksji jest niewątpliwie przesłaniem tego filmu.
Wydaje się jednak, że dla przyśpieszania przemian mentalnych, zmian świadomościowych konsumentów nie wystarczą same oddolne, odśrodkowe ruchy społeczne. Ich obserwacja pokazuje, że entuzjazm zmieniania świata na lepsze – nie udziela się wcale tak łatwo. Paradoksalnie więc, zmiany polityczne i będące ich skutkiem regulacje odnoszące się do warunków pracy, godziwej płacy, a także ochrony środowiska w procesach przemysłowych (tak lokalnie jak i w wymiarze globalnym) są – jak wspomniano wyżej – skutkiem narastającej presji społecznej. Z drugiej jednak strony od państw, rządów w krajach rozwiniętych można by oczekiwać dużo większego zaangażowania w inicjowanie społecznej odpowiedzialności wśród – właśnie samego społeczeństwa, wspierania ruchów zielonego konsumeryzmu, tworzenia instrumentów stymulujących, promujących „zrównoważony konsumeryzm” itd. Choćby przez właściwą edukację.
I wreszcie na zakończenia ostatnia refleksja, odleglejsza od głównego przesłania filmu, może nieco w nim pominięta, ale nie mniej ważna. To wciąż aktualny postulat, artykułowany od lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku kiedy zaczęto pisać pierwsze książki i kręcić pierwsze filmy o tematyce globalnych problemów ochrony środowiska, zrównoważonego rozwoju, a więc bliskich treści „The True Cost”. Demografia. Bez zrównoważenia demograficznego populacji i ustabilizowania liczby ludności, nie ma co marzyć globalnych porozumieniach w zakresie ochrony zasobów naturalnych, ochrony praw pracowniczych które miałyby doprowadzić do ukrócenia dotychczasowych praktyk w zakresie rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi i ludzkich w krajach rozwijających się. Eksplozja demograficzna, to zawsze wzrost taniej siły roboczej, a wzrost podaży pracy, prowadzi do obniżenia jej wartości co jest pierwotną przyczyną problemów ukazanych w filmie. Eksplozja demograficzna to też często przyczyna wyprzedaży zasobów naturalnych za bezcen i ich rabunkowej eksploatacji. Regulacje odnośnie wykorzystania zasobów naturalnych i ludzkich mogłyby pomóc, ale państwa konkurują ze sobą o inwestycje zagraniczne i inwestorów, dla których zaletą są gospodarki bez nadmiernych regulacji…
Reasumując – warto obejrzeć ten film, inspirujący do przemyśleń.